- Sandra masz kolejne ubrania , Glena oraz Jacqui - Carol podała mi wyprane ubrania nikt nie siedział bezczynnie mężczyźni budowali nasz ' obóz ' rąbali i znosili drewno , układali , robili pułapki . Dzisiaj powinni skończyć ogrodzenie które było pomysłem Moralesa nasz obóz miał być cały ogrodzony zwykłym sznurkiem na którym zawieszone było mnóstwo puszek które dawały hałas gdy tylko coś w nie uderzyło . A na brak puszek nie narzekaliśmy ponieważ za samochodami było ich mnóstwo w końcu tym się cały czas żywimy
Ubrania najpierw zaniosłam Jacqui
- O dziękuje , dzięki wam nie przeszkadza mi że co drugi dzień noszę to samo -
- Dzisiaj na obiad ma być coś specjalnego tak słyszałam - oznajmiłam
- Naprawdę ? nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam mięso -
- Może dzisiaj będzie ten dzień - przybiłam sobie z nią piątkę i poszłam zanieść resztę prania
Namiot Glena był pusty pewnie pomaga jak całe dnie zresztą w jego namiocie panował ogromny bałagan jak po przejściu huraganu na stoliku wykonanym z walizki zobaczyłam kartki i kilka ołówków wzięłam jeden i napisałam wielkimi literami ' POSPRZĄTAJ ALBO SAM PIERZ SOBIE UBRANIA !! '
Odwróciłam się do wyjścia i zderzyłam się z zaskoczonym chłopakiem
- Dziękuje za pranie -
- Zostawiłam Ci wiadomość na kartce ale skoro przyszedłeś popatrzę jak to wykonujesz -
- Ale co ? - zapytał po czym znalazł kartkę
- Tra la la la albo sam pierz sobie ubrania ? jak możesz być tak nie uczuciowa -
- Ja jestem nie uczuciowa ? hm chyba powinniśmy sporządzić jakiś regulamin i zaznaczyć w nim że trzeba sprzątać swój namiot , tak porozmawiam z innymi - uśmiechnęłam się żartując lecz jego reakcja nie była taka jak myślałam .
- Kiedy mam sprzątać ? skoro całe dnie pracuje ?! mam mieszkanie bardzo czyste tylko że w Los Angeles więc naprawdę daj mi spokój ok ? - powiedział unosząc się na co ja zrobiłam wielkie oczy , czego ten chłopak się denerwuje ? skoro nic takiego nie powiedziałam
- Sandra przepraszam.. - po jego przeprosinach zszokowana rzuciłam w niego ubraniami i wyszłam bez słowa
- Dupek - powiedziałam sama do siebie po czym poszłam do swojego namiotu się zdrzemnąć po całym dniu zbierania owoców w mocnym upale.
Wstałam po godzinie 14:00 w namiocie było tak gorąco że nie szło wytrzymać za jednym razem wypiłam całą butelkę wody a drugą dałam zmęczonej kotce która znalazła sobie miejsce pod moją pryczą gdzie całe dnie się chłodzi . Ubrałam tenisówki i ruszyłam w stronę Lori .
- Pomóc ? -
- Mogłabyś umyć te warzywa ? -
- Nie ma sprawy -
- Pokłóciłaś się z Glennem ? -
- Co ? czemu pytasz ? -
- Chodzi zdenerwowany więc pomyślałam że się pokłóciliście -
- Nic mnie z nim nie łączy więc może ktoś inny go zdenerwował idę umyć warzywa -
- To ja powinnam chodzić zdenerwowana a nie on - mówiłam sama do siebie myjąc warzywa w plastikowej misce i co chwile wycierając mokre czoło
- Mogę pomóc ? - kucnęła Sophia
- Cześć mała , chcesz to możesz zanieść warzywa a ja pójdę wypłukać miskę -
- Dobrze - znudzona dziewczynka wzięła warzywa i pobiegła w stronę Lori , od 3 miesięcy nie mają żadnej zabawy , siedzą zamknięci w namiotach albo pomagają innym łza się w oku kręci na ten widok ale trzeba myśleć i mówić że niedługo się to skończy -
- Jedziemy do miasta zrobić zapasy , jedzie ktoś albo ktoś czegoś potrzebuje ? -
- Mogę jechać z wami dawno nie byłam - podeszłam do Shane'a
- Jesteś pewna ? -
- Tak -
- Ja też pojadę - podszedł Morales
- Zabierzcie mnie ze sobą muszę coś wziąć a nie chce wszystkim tego rozpowiadać - podeszła Jacqui
- Glen ? jedziesz ? -
- Ok -
- Dzisiaj pojedziemy do innego miejsca w tamtym nic nie ma a nam brakuje już wszystkiego - dodał Shane sprawdzając broń , wszyscy wzięliśmy swoje noże , pistolety były tylko 2 i miał je Shane oraz Glen i wsiedliśmy do aut zawsze jechaliśmy dwoma na wszelki wypadek lepiej mieć zastępcze auto .
- Co myślisz o tej drodze ? - zapytał Glen zatrzymając auto przez krótkofalówkę policyjną Shane'a
- Ten teren jest strefą ewakuowaną nie liczyłbym na to że kogoś spotkamy -
- Czyli jedziemy ? -
- Poprowadzę was -
Faktycznie drogi były puste nie było nawet brudno zaparkowaliśmy na tyle galerii handlowej i weszliśmy tylnymi drzwiami , każdy przygotowany na wszystko rozglądał się dookoła ale galeria była pusta mężczyźni udali się z wózkami po narzędzia i inne potrzebne im przedmioty między innymi do aut i zabezpieczania obozu a ja z Jacqui udałyśmy się do sklepu dziecięcego
- Widzisz jakie słodkie ubranka - oglądałam body dla małych chłopców
- Ciekawi mnie ile na świecie żyje takich bobasów -
- Nie mówmy o tym bo znowu wpadnę w depresje - ze spuszczoną głową wyszłam ze sklepu na przeciwko był sklep papierniczy więc pomyślałam o dzieciach w obozie
- Masz wózek ? -
- Mam a co ? -
- Chodź weźmiemy kilka rzeczy dla dzieci w obozie , kartki , mazaki i inne hę ? -
- Dobry pomysł -
Wychodząc z tego sklepu miałyśmy zapełnioną już większość wózka
- Teraz apteka -
Zabrałyśmy wszystko co było przydatne leki , bandaże ..
Kiedy dotarłyśmy do marketu na drugim piętrze cały dobry humor prysł , market był prawie cały pusty rzeczy z długą datą ważności .. nie było żadnej zaglądałyśmy wszędzie do najmniejszych zakamarków pomieszczeń personelu i jedyne co udało nam się znaleźć to dużą ilość kawy nie najlepszej jakości , herbat , dwie zgrzewki wody i kilkanaście puszek zup plus Jacqui w szafce pod kasą znalazła kilka opakowań cukierków miętowych to wszystko na ponad 20 osób .
Zmartwione ruszyłyśmy na dział kosmetyczny a potem do sklepu z odzieżą po koszulki i bluzki męskie i damskie potrzebna była bielizna , skarpetki , nowe buty , wszystko plus karma dla naszej kulki .
Z załadowanym po brzegi wózkiem ruszyłyśmy w umówione miejsce a tam zapakowałyśmy wszystko w kartony , chwilę później dołączyli mężczyźni i wróciliśmy do obozu . Tym razem wypad był spokojny więc się nie rozpisuję .
Tydzień później
- Przyniosłem Ci zupę warzywna , może nie smakuje idealnie ale zjedz - do namiotu wszedł Glen z miską w której znajdowała się po prostu woda z ugotowanymi warzywami z puszki i kostką rosołową
- Dziękuje - powiedziałam odwracając się na drugi bok
- Zjesz ? -
- Nie mam ochoty , nie jestem głodna , zjedz za mnie -
- Sandra , od kilku dni nic nie jesz , zjedz to teraz masz tu tego 5 łyżek -
- Glen NIE JESTEM GŁODNA -
- Co się dzieje ? od kilku dni naprawdę nie jesz nie wychodzisz z namiotu wyglądasz jak trup naprawdę - chłopak usiadł koło mnie na pryczy i zaczął głaskać śpiącą kulkę
- Usiądź i porozmawiaj ze mną -
- Chce spać -
- Nie kłam , mówisz to za każdym razem gdy przyjdę -
- Chce umrzeć -
- Co ? -
- Nie chce już żyć , przegrałam , poddaje się -
- Cloe proszę Cię -
- Ludzie którzy przeżyli po prostu cudem uniknęli śmierci a nie powinni -
- Co Ty wygadujesz ? Hej , Ty masz gorączkę - wystraszony chłopak dotknął mojego czoła
- Wiem -
- Pomyśl o tym jak o wyzwaniu o próbie podczas której mamy się wykazać , że potrafimy sobie wszyscy poradzić -
- Ta próba jest ponad moje siły , naprawdę nie mam już siły udawać i się do każdego uśmiechać -
- To nie udawaj , nie uśmiechaj się do nikogo , staraj się po prostu przetrwać , każdy kogoś stracił -
Naszą rozmowę przerwało wołanie Amy , wyszliśmy z namiotu i ujrzeliśmy klęczącą dziewczynę przy odbiorniku
- Halo powtórz ? -
- Jadę właśnie drogą numer 180 czy ktoś jest w pobliżu ? -
Staliśmy wszyscy nasłuchując głosu kolejnej żywej osoby nagle podbiegł Shane i zmienił Amy
- Nie wjeżdżaj do miasta słyszysz ? kieruj się na wzgórze jedź w stronę wielkiego kanionu , halo jesteś ? -
- Halo ? halo ?-
Kontakt się urwał
- Kolejna żywa osoba , myślicie że mu się uda ? -
- Jeżeli usłyszał to co powiedziałem to mam nadzieje że tak - Po chwili wszyscy wrócili do swoich czynności a ja postanowiłam wrócić do namiotu
- Hej , hej gdzie idziesz ? -
- Do namiotu , Glen wiesz o tym -
- Nie , namiot nie czynny , niech się przewietrzy a Ty mi pomóż -
- W czym sobie nie poradzisz ? -
- Drzewo , Cloe tylko raz hm ? -
- Dobra , ok -
Wzięłam od chłopaka rękawice i ruszyliśmy w stronę lasu
- Dale idziemy po drzewo -
- Uważajcie na siebie , nie odchodźcie za daleko , bądźcie w zasięgu krzyku , oh witaj Cloe - przywitał mnie Dale stojący na dachu swojego kampera gdzie miał swój punkt obserwacyjny
- Tak mamo - zaśmiał się chłopak biorąc siekierę
- Ok dalej nie idźmy - stanęłam przy drzewku
- Boisz się ? -
- Nie po prostu -
- Jesteśmy zaledwie minutę od obozu nasz punkt zbierania drzew jest trochę dalej , chodź - wziął mnie za rękę i poprowadził dalej
- Czemu ani razu nie widziałam Cię smutnego ? -
- Smucę się wtedy gdy nikt inny nie widzi a potem zbieram się i żyje dalej , każdy w obozie tak robi osoby które mają rodziny może trochę mniej - mówił wbijając siekierę w drzewo
- Właśnie , chyba muszę się upić -
- Tydzień siedziała w namiocie ledwo co wyszła i już chce się upić -
- Alkohol lekarstwem na wszelkie smutki -
- Dzisiaj jedziemy do miasta , wezmę wino jak znajdę -
- Wino ? wiesz ile musiałbyś tego wziąć dla wszystkich ? -
- Kto powiedział że dla wszystkich ? miałem na myśli dwie osoby -
- Chciałam pić sama -
- A potem spędzić kolejny tydzień w namiocie ? udało mi się wyciągnąć Ciebie do pomocy , nawet już mówisz normalnie ale jeszcze trochę trzeba nad Tobą popracować -
- Uważaj leci ! - przerwałam chłopakowi który odsuwając się od spadającego drzewa sturlał się w mały rów
- Nic Ci nie jest ? - zbiegłam na dół do leżącego chłopaka ale gdy zobaczyłam że jest cały zaczęłam się śmiać
- To naprawdę nie było śmieszne wiesz ? -
- Było - złapałam śmiejąc się chłopaka za rękę z zamiarem podniesienia go lecz ten pociągnął mnie na ziemię
- Teraz to było śmieszne -
- Aj idź Ty - wstałam i zaczęłam się czyścić a tym czasie chłopak mnie przytulił
- I żeby mi to było ostatni raz , nie masz więcej mówić że chcesz umrzeć rozumiesz ? inaczej codziennie będziesz się turlać z tej górki -
- No wariat no - klepnęłam go w ramię i zaczęłam się wspinać do góry
2 godziny później
Chyba poczułam się lepiej bo rozmowie i wygłupach z Glenem walnęłam se w czoło co ja chciałam osiągnąć nie jedząc całe dnie śpiąc nie zauważyłabym nawet kiedy byłby koniec tego wszystkiego .
Gdy skończyliśmy układać przyniesione i porąbane już drzewo przyszła Amy i zapytała czy nie pójdę z nią popływać w jeziorku które znajduje się zaraz przy kamperze Dale
- Nie mam stroju kąpielowego - powiedziałam na ucho dziewczynie
- Ja też nie , ale chodź jest tak gorąco -
- Hm ... no dobra tylko pójdę ubrać inne spodenki -
- Ok czekam - uradowana dziewczyna stała przed moim namiotem ubrałam materiałowe spodenki i crop top zabrałam ręcznik klapki i ruszyłyśmy
***
- Woda jest naprawdę ciepła -
- Nie zdejmujesz bluzki ? - zdziwiła się
- Jakoś dziwnie się czuje -
- Przestań , nic się nie stanie popływamy chwilę i wrócimy pomagać ok ? -
- Dobrze - zdjęłam bluzkę i zanurzyłam się w cieplutkiej wodzie a gdy pływałam w krystalicznie czystej wodzie a dookoła mnie były same piękne widoki człowiek mógł na chwilę zapomnieć o tm co się dzieje dookoła ale tylko na te kilka minut ..
***
- Dziękuje , że ze mną poszłaś -
- Nie ma za co , naprawdę się zrelaksowałam - Amy poszła do swojego namiotu a ja cała mokra stanęłam przed swoim
- Wow -
- Co ? - zapytałam zdezorientowana Glena
- Cały stanik Ci widać -
- Bo jestem mokra , stanika nigdy nie widziałeś ? - zaśmiałam się z chłopaka
- Ta , widać naprawdę wróciłaś do normy - odpowiedział zirytowany wieszając mój mokry ręcznik
- Glen ? -
- Hm ? -
- Mam problem -
- Co ? -
- Mam tylko jeden ręcznik -
- Ha , to widzimy się później , wystaw się na słońce wyschniesz - teraz to chłopak nie mógł przestać się śmiać
- No proszę Cię , obiecałam pomóc Lori -
- Co za to będę miał ? -
- Raj , tylko mi go daj hm ? -
- Dobra , dobra -
Chłopak po chwili przyniósł swój ręcznik
- Jadę z nimi potrzebujesz czegoś ? -
- Potrzebuje tylko obiecanego wina -
- Wezmę je pod jednym warunkiem -
- Jakim ? -
- Że będę mógł napić się z Tobą -
- Ok , ał , ał -
- Co znowu ? -
- Włosy mi się zaplątały pomóż -
- No nie wierze - wziął głęboki oddech stanął za mną i zaczął powoli ratować moje włosy
- Już - powiedział stojąc za mną a po chwili zaczął muskać mnie w szyję
- Dziękuje - odwróciłam się szybko uśmiechnięta twarzą do twarzy chłopaka a nasze oczy spotkały się w jak jakimś kiepskim romansidle
- Na co się patrzysz ? -
- Mogę tylko raz ?
- Tylko raz co znowu ? -
- Pocałować Cię - powiedział przybliżając swoje usta lecz w tym samym momencie zaczął wołać go Morales
- Musisz iść , idź bo się zdenerwują - wytkałam chłopakowi język śmiejąc się
- Ta tak , fakt - chłopak wyszedł a ja z powrotem przebrałam się w moje suche ubrania i pobiegłam w stronę wsiadających do aut ludzi
- Uważajcie na siebie -
CDN